Reklama

Niedziela na Podbeskidziu

Strzały padły wczesnym rankiem

70. rocznica rzezi wołyńskiej to finalna odsłona mordu, który zaczął się kilka lat wcześniej. Jego pierwsze symptomy ujawniły się już po wkroczeniu wojsk niemieckich na tereny zagarnięte 17 września 1939 r. przez Sowietów. Na własnej skórze przekonali się o tym Genowefa i Kazimierz i Miciakowie, którzy w 1941 r. przeżyli napad Ukraińców na sąsiadujące ze sobą wsie: Lacką Wolę i Trzcieniec

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kazimierz i Genowefa Miciakowie mieszkają w Bielsku-Białej. Są repatriantami „zza Buga”. Po wytyczeniu nowych granic, ojczyzna uciekła im o 20 km. Pan Kazimierz, pracując jako kolejarz, co jakiś czas ją odwiedzał. Pociąg techniczny, którym jeździł, musiał badać stan torowiska i szyn w strefie granicznej. Część weryfikowanej trasy przebiegała po stronie polskiej. Pociąg jechał nią 6 km na godzinę obłożony uzbrojonymi po zęby żołnierzami.

Ukraińska Republika Radziecka, w której nagle przyszło mu żyć, w żadnym razie nie była dla niego ojczyzną. Przez długie lata ta ojczyzna była tam, gdzie mieszkał on i jego żona, w Lackiej Woli i Trzcieńcu. Wojna wszystko jednak zmieniła.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kampania 1939 r. dała o sobie znać w Lackiej Woli na drugi dzień od wkroczenia Niemców na teren Polski. Tego dnia bombowiec niemiecki zrzucił 6 bomb w kierunku stojącego na stacji kolejowej obok wioski pociągu wypełnionego żołnierzami. Żadna z nich nie trafiła celu. Ofiarą tego nalotu był za to jeden cywil. Kolejne bombardowanie dopisało dodatkowe dwa zgony.

Reklama

Śmierć po raz kolejny zawitała w zabudowania Lackiej Woli i Trzcieńca niespełna dwa lata później. 22 czerwca 1941 r. Niemcy zaatakowali Sowietów i jako że granica między nazistami a ZSRR znajdowała się kilkanaście kilometrów od wsi, szybko opanowali przylegający do niej teren. Pozostałością po ich natarciu był spalony nieopodal kościoła wóz pancerny. We wnętrzu pojazdu znajdowały się zwęglone zwłoki jego kierowcy. Inny czerwonoarmista poległ na cmentarzu, gdzie z drzewa usiłował ostrzeliwać Niemców.

Strzały o świcie

O tym, że współczesna wojna jest wojną totalną - unicestwiającą zarówno wojskowych, jak i cywili - mieszkańcy Lackiej Woli i Trzcieńca przekonali się dwa dni później. 24 czerwca 1941 r. o 4 rano oddział Ukraińców w niemieckich mundurach SS-Galizien wszedł do sąsiadujących ze sobą wiosek i rozpoczął masowe egzekucje.

Reklama

Miejscowości nie obstawiano, bo wczesna pora dawała oprawcom wystarczająco dużo czasu, żeby wybudzonych ze snu mieszkańców zabijać w ich własnych domach. W odróżnieniu od mordu wołyńskiego, w Lackiej Woli i Trzcieńcu nie zabijano dzieci. Likwidowano mężczyzn. Mimo to trzy kobiety przypłaciły tę pacyfikację życiem. - Marię Kuper zastrzelili. Błagała żeby darować życie jej mężowi. On korzystając z zamieszania uciekł. Kilka lat później, gdy Sowieci ziemię kazali przekazywać do kołchozu, załamał się i powiesił się w stodole - tłumaczy Kazimierz Miciak. Egzekucja w Lackiej Woli i Trzcieńcu trwała przez dwie godziny. Śmierć była szybka, bo od kuli. Mordowano w domach, na podwórzu. Śpiący sąsiedzi nawet nie podejrzewali, że za chwilę i oni uzupełnią listę zabitych. - Stryj miał szczęście, bo zabijanie zakończono na jego sąsiedzie. Wtedy to przyjechał na motorze oficer niemiecki i zakazał dalszego rozstrzeliwania. Stryj z całą swoją rodziną oraz z rodziną innego swego sąsiada był już w schronie w ogrodzie. Do niego wcześniej dotarł odgłos kanonady i postanowił się schować - opowiada K. Miciak. Tego dnia w Lackiej Woli i Trzcieńcu zginęło 45 osób. Najmłodsi: Stanisław Pudłowski, Tadeusz Wiącek, Jan i Władysław Rabiej - mieli po 16 lat, a najstarszy, Jan Ziober - 88 lat. - W Trzcieńcu o śmierć otarli się mój kuzyn Bronek i kuzynka Hela. Oboje mieli po kilkanaście lat. Ukraińcy ustawili ich wraz z grupą innych osób przy rzece i zamierzali rozstrzelać. Bronek i Hela opowiadali, że robili już wtedy rachunek sumienia. Przeżyli, bo niemiecki oficer zabronił dalszej egzekucji. Ten pogrom przeżył również Władysław Rabień, brat mojego ojca. Ukrainiec strzelił do niego i poszedł. Myślał, że zabił. Stryj miał przestrzelone płuco, i gdy Ukraińcy się oddalili, doczołgał się do domu. Tam udzielono mu pomocy, ale do końca życia był już słabego zdrowia - wspomina Genowefa Miciak.

45 grobów

Z racji frontu, który przechodził przez wieś, ofiary pacyfikacji pośpiesznie pochowano w ziemi na przydomowych podwórkach. Ich ekshumacja nastąpiła dopiero po tygodniu. - Widziałem zarówno zabitych sąsiadów, jak i to, jak później wyciągano ich ciała z ziemi. Czerwiec był wtedy bardzo upalny, więc zwłoki szybko się rozkładały. Z rąk na przykład schodziła już skóra i bardzo śmierdziało - mówi K. Miciak.

Jako że nie było zakładu pogrzebowego, każdy sam musiał się zatroszczyć o sporządzenie trumny. Zbijano je z takich desek, jakie kto posiadał. Pochówku dokonano na dwóch cmentarzach należących do jednej parafii - św. Józefa, w Lackiej Woli i Trzcieńcu. - Z powodu zapachu, jaki szedł od zwłok, trumn nie wprowadzono do kościoła. Ksiądz pokropił je i odprawił modlitwę za spokój dusz na cmentarzu. Płacz i lament, jaki temu towarzyszył, był nie do opisania - wspomina G. Miciak.

Po tej hekatombie pozostałe lata wojny obeszły się z mieszkańcami obu wsi dosyć łaskawie. Na wszelki wypadek ustanowiono dyżury nocne na rogatkach miejscowości, które miały w porę ostrzegać przed nadciągającym zagrożeniem. Wartę trzymano od strony ukraińskich sąsiadów. Do żadnej konfrontacji jednak nie doszło.

Reklama

Ofiarą zamykającą konflikt etniczny w Lackiej Woli i Trzcieńcu był „Szaka” Więcek, który w 1942 lub 1943 r. wybrał się do pobliskiego lasu, gdzie został zamordowany przez Ukraińców. Później, gdy na te tereny wkroczyli Rosjanie, zaoferowali mieszkańcom broń, aby efektywniej mogli bronić się przed bandami UPA. Kilku młodych obywateli Lackiej Woli i Trzcieńca, tak dozbrojonych, wyprawiło się do wiosek ukraińskich w poszukiwaniu banderowców i tam straciło życie.

- Przed wojną żyło się Trzcieńcu i Lackiej Woli spokojnie. Były to polskie wioski, które sąsiadowały z czterema wioskami ukraińskimi. Nikt sobie złośliwości nie robił. Z tego, co pamiętam, były nawet trzy małżeństwa mieszane, Polaków z Ukrainkami. Do ich wiosek chodziło się kupować świnie. Wszyscy wspólnie spotykali się na dużym targu w Mościskach i ze sobą handlowali. W naszej parafii z okazji odpustu zjawił się nawet pop z Balic. Po wybuchu wojny wszystko zaczęło się psuć. Gdy jeździło się pociągiem trzeba było siadać z Polakami, bo można było zostać pobitym. Ja podczas jednej z takich podróży - a pracę miałam we Lwowie - dostałam w głowę kamieniem, który wcześniej przeleciał przez szybę - mówi G. Misiak.

- Mój stryj Andrzej podczas wojny ewakuował się z Podola, gdzie czystki na polskiej ludności były wyjątkowo brutalne. W miasteczku, w którym się schronił, też przestało być bezpiecznie, więc wykupił u Niemców wagon i ewakuował się do nas. Zrobił to w ostatniej chwili. Pamiętam jak tata opowiadał, że gdy w Polesiu stacjonował jego oddział, też Ukraińcy dokazywali. Czterech żołnierzy, którzy poszli do jednej z ich wiosek kupić żywność, zakopali po kark do ziemi i na żywca bronowali. Później dostali za to od wojskowych tęgie lanie. Było to w czasach II Rzeczypospolitej - wspomina K. Miciak, którego babcia była Ukrainką.

To napięcie między narodami gdzieś więc drzemało uśpione, a później przerodziło się w ludobójstwo. Jednym z jego przypadków, który bardzo mocno wstrząsnął Polakami z Trzcieńca i Lackiej Woli, był mord dokonany przez Ukraińców na rodzinie pielęgniarki z Mościsk. Kobieta pracowała w szpitalu i nie zgodziła się wydać banderowcom ich ciężko rannego kompana. Kilka dni później odwiedziło ją czterech rzekomych rosyjskich partyzantów, aby wysondować jak liczna jest jej rodzina. Po kolejnych kilku dniach doszło do masakry. Pielęgniarka uszła z niej z życiem tylko dlatego, że gościła u siebie koleżankę. Osiem trupów - a tyle miało być - zatarło czujność morderców, którzy nie spostrzegli schowanej za szafą kobiety. Było to za niemieckiej okupacji tych ziem.

Trzcieniec i Lacką Wolę dzieli od Mościsk zaledwie 6 km. Tyle samo jest do Medyki. Do Przemyśla jest stąd 20 km, a do Lwowa 80 km. Przed II wojną światową Lacka Wola liczyła 550 gospodarstw, a Trzcieniec - 380. Obecnie w Lackiej Woli jest zaledwie 150 polskich rodzin. W parafialnym kościele św. Józefa, który skupia mieszkańców Lackiej Woli i Trzcieńca, znajduje się grota, a w niej trzy tablice z nazwiskami 45 zastrzelonych Polaków. Odsłonięto ją zaledwie kilka lat temu.

2013-08-13 10:51

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rosja: Cerkiew „sakralizuje” zwycięstwo ZSRR nad Hitlerem

[ TEMATY ]

wojna światowa

Rosja

WIKIPEDIA

„Kościół prawosławny świadczy o tym, że zwycięstwo nad hitlerowskimi Niemcami było cudem Bożym” – oświadczył rosyjski patriarcha Cyryl podczas liturgii upamiętniającej 70. rocznicę zakończenia II wojny światowej. Dodał, że w 1945 r. zwycięstwo nieprzypadkowo wypadło w dniu, kiedy Cerkiew świętowała Wielkanoc i wspomnienie św. Jerzego Zwycięzcy. „Wydawało się, że naród już całkowicie stracił wiarę w Boga, ale jak tylko rozbrzmiały straszne grzmoty wojny od razu w sercach ludzi zmartwychwstała prawosławna wiara” – stwierdził patriarcha.

Podobne myśli wyraził w swoim rocznicowym artykule jeden z ważniejszych przedstawicieli Patriarchatu Moskiewskiego protojerej Wsiewłod Czaplin: „Prawosławie stało się decydującym czynnikiem w zwycięstwie nad faszyzmem, a politrucy przed walką częściej robili znak krzyża, niż wzywali imię Stalina”.
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV w Castel Gandolfo

2025-10-21 10:54

[ TEMATY ]

Leon XIV

Vatican Media

Leon XIV spędził minioną noc w Castel Gandolfo. Od ubiegłej środy jest tam również Proton, podarowany Papieżowi przez polskiego hodowcę biały koń. Zdjęcia Ojca Świętego z Protonem obiegły cały świat. Dziwiono się, że Papież wie, jak obchodzić się z koniem. W rzeczywistości aż do czasów wynalezienia samochodu papieże zawsze jeździli konno i to nie tylko w powozie.

Jak zauważa agencja ACI, ostatnim Papieżem, który regularnie jeździł konno był bł. Pius IX. Ulubionym miejscem jego przejażdżek była peryferyjna dzielnicy Rzymu Magliana.
CZYTAJ DALEJ

Brakuje publikacji o ogromnej skali pomocy duchownych Żydom podczas II wojny światowej

2025-10-22 19:56

[ TEMATY ]

II wojna światowa

duchowni

pomoc Żydom

Agata Kowalska

Jakie perspektywy badawcze stoją przed osobami zgłębiającymi temat udzielania pomocy Żydom przez Kościół w Polsce w czasie II wojny światowej ? Jak badać i opisywać trudne wydarzenia wojenne? W jaki sposób przedstawiać złożoność ludzkich postaw? - nad tymi kwestiami zastanawiali się uczestnicy dyskusji w ramach 53. Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej Historyków zakonnych, która odbyła się dziś w Warszawie. Zaapelowali oni również o szersza współpracę środowisk podejmujących badania nad zjawiskiem pomocy udzielanej Żydom przez duchowieństwo i zakony w okupowanej Polsce, zwracając uwagę na znaczenie porównywania źródeł oraz rysowania jak najszerszego kontekstu tego zjawiska.

W dyskusji, która poprowadziła dr hab. Ewa Rzeczkowska w KUL wzięli udział dr Martyna Grądzka - Rejak z warszawskiego IPN oraz dr Tomasz Domański z IPN w Kielcach.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję