PAWEŁ TRAWKA: - Nasz naród nazywany jest narodem maryjnym. Czy rzeczywiście Polacy, nasza duchowość maryjna w jakiś szczególny sposób wyróżniają się na tle innych chrześcijan?
KS. ROMAN ROGOWSKI: - Ja tu jestem trochę pesymistą. Mianowicie w historii tak bywało. Dzisiaj to powoli zanika. Czy rzeczywiście naród polski był, ewentualnie czy nadal jest, maryjny? Chyba tak. Jakkolwiek to się wiąże z dwoma rzeczami: z religijnością Polaków - Polacy z natury byli bardziej religijni aniżeli inne narody w Europie; a po drugie to się wiąże z pewną sferą emocjonalną Polaków. Polak mimo wszystko jest stworzeniem zmysłowym, uczuciowym, w związku z czym dla niego matka ma rzeczywiście najwyższą wartość wśród ludzi. Być może to zadecydowało o tym, że tak się stało. A ponadto mamy też miejsca, które słyną ze szczególnej czci Matki Bożej, chociażby Jasną Górę, czy nawet nasze Bardo.
- Skoro mowa o sanktuariach, to jak to się stało, że oprócz Ziemi Świętej największymi miejscami pielgrzymkowymi są sanktuaria maryjne: Lourdes, La Salette, Fatima, Guadalupe, czy w końcu Jasna Góra?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Jeśli chodzi o wyjaśnienie tego fenomenu, to sprawa wydaje się prosta. Warto podkreślić, że około 95% objawień to są objawienia maryjne. Najczęściej Maryja objawia się samotnie, bez Dzieciątka Jezus. Dlaczego? Bo to by niesamowicie skomplikowało kult. Zarówno La Salette czy Lourdes, czy inne sanktuaria, to są miejsca wybitnie maryjne, gdzie tylko ona się ukazuje, a jednocześnie wzywa do nawrócenia, czyli do głębszego uwierzenia w jej Syna, Jezusa Chrystusa.
- To pięknie jest ukazane na naszej Ikonie jasnogórskiej przedstawiającej Hodegetrię, Maryję wskazującą na Dzieciątko. Taka jest zawsze postawa Maryi. Chociaż można odnieść takie wrażenie, że są miejsca, w których ten kult maryjny przysłania osobę Jezusa Chrystusa. Czy to może być realne niebezpieczeństwo?
Reklama
- Żeby nie było żadnych wątpliwości, powiem: przedmiotem kultu w chrześcijaństwie jest tylko i wyłącznie osoba Boga. Oczywiście Boga objawionego jako Ojca, jako Syna, jako Ducha Świętego. Wszelkie inne kulty są podporządkowane temu jednemu kultowi i tak powinno być. Nie można formułować zarzutu, że kult Matki Bożej z zasady swojej utrudnia kult Boga. Jeżeli tak jest w praktyce, to jest to wina ludzi. Wina może też duszpasterzy, którzy nie zawsze zachowują pewien umiar w rozpowszechnianiu kultu maryjnego. Tym bardziej, że, mówiąc szczerze, formuła: „przez Maryję do Jezusa” nie jest najlepszą formułą. Ponieważ objawioną formułą w Dziejach Apostolskich (1, 14) jest formuła: „z Maryją”, z matką Jezusa, do Jezusa. Z nią, a nie przez nią. Ponadto naczelne przykazanie maryjne jest piękne, jest wspaniałe, tylko jest często zapomniane. W Kanie Galilejskiej Maryja powiedziała: „Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie” (J 2, 6). A zatem kult maryjny jest jak najbardziej chrystocentryczny. Natomiast jeżeli robi nieraz wrażenie takiego kultu samodzielnego, wyodrębnionego, czy nawet przeszkadzającego w kulcie Jezusa, to jest to absolutna wina czcicieli Maryi, a nie samych źródeł, z których czerpiemy natchnienie.
- Czy można dostrzec jakieś różnice w pojmowaniu tajemnicy Maryi, Bożej Rodzicielki, między wschodnim a zachodnim chrześcijaństwem?
- Rzeczywiście najwspanialszym tytułem maryjnym jest Theotokos, czyli Boża Rodzicielka. To, o czym zadecydował jeszcze Sobór Efeski w 431 r., i to jest fundament całego kultu maryjnego. Czy jest różnica między wschodem a zachodem? Jeżeli zachód troszkę przesadza w kulcie maryjnym, to wschód nie. Dam taki przykład: klasyka ikonograficzna nie pozwala pisać ikony Maryi bez Dzieciątka Jezus. Nawet wtedy, kiedy jeszcze to Dzieciątko się nie narodziło, to się maluje takie olbrzymie koło w okolicach serca i w tym kole znajduje się maleńki Jezus. Nasi bracia prawosławni nie przesadzają w kulcie maryjnym, to my może troszkę w praktyce przesadzamy.
- Warto jednak zauważyć, co już Ksiądz Profesor zaznaczył, że na zachodzie mamy często do czynienia z maryjnymi objawieniami. Co one wnoszą do teologii, do naszej wiary?
Reklama
- Objawienia prywatne mają charakter absolutnie pomocniczy w wierze w prawdę objawioną przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Polega ona na tym, że Maryja upomina i zaprasza do nawrócenia, ciągłego nawrócenia. Objawienia prywatne zwracają uwagę na pewne prawdy, na pewne zaniedbania, natomiast należy mieć wobec nich pewną rezerwę. Owszem, te, które zostały uznane przez Kościół, mam prawo także uznać, ale nie muszę! Bo jest to kwestia nie tyle wiary, co posłuszeństwa Kościołowi. Natomiast te objawienia, które nie są zatwierdzone przez Kościół, wymagają od nas olbrzymiego dystansu. Jeżeli mi pomagają w nawróceniu i w życiu chrześcijańskim, to mogę z nich korzystać, ale nie muszę.
- W czasie odmawiania Litanii Loretańskiej wymieniamy szereg tytułów maryjnych. Ostatnio też możemy usłyszeć o Maryi jako o Współodkupicielce. Czemu służy to mnożenie nazw, czy też ich pobożne wymawianie?
Reklama
- Tytuły w litanii mają charakter niezobowiązujący. Ostatnio przybył tytuł Matka Kościoła. Należy go rozumieć w tym sensie, że Założycielem Kościoła jest Jezus Chrystus, a ponieważ matką Jezusa była Maryja, dlatego przez taką pobożną grzeczność można ją nazwać Matką Kościoła. Sobór Watykański II przypomina, że każdy tytuł maryjny jest niczym innym jak uczestnictwem w jedynej roli, jaką odegrał Pan nasz Jezus Chrystus. Jeżeli mowa jest o Współodkupicielce, należy to rozumieć w tym sensie, że brała udział w odkupieniu przez to, że się zgodziła być matką. Prawie każda kobieta izraelska marzyła o tym, żeby być matką Mesjasza. Oczywiście, nikt nie sądził, że ten Mesjasz pojawi się w taki sposób, w jaki się pojawił. I nagle wobec prostej dziewczyny z Nazaretu, nagle pojawia się anioł i zwiastuje jej: Zostaniesz matką Mesjasza. Czy Maryja to rozumiała? Trudno powiedzieć, bo była chyba tak przerażona tą sytuacją, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje. Niemniej jednak, dzięki łasce i światłu Ducha Świętego, powoli, powoli dojrzewała do zrozumienia tego, kim ma być. I dzięki Duchowi Świętemu wyraziła natychmiast zgodę. I odszedł od niej anioł. Dla mnie te słowa stanowią wstęp do całego jej życia. A było to życie nie do pozazdroszczenia. Ponieważ ciągle jako matka myślała i troszczyła się o swojego Syna, a z tym Synem bywało różnie. Oj, różnie! A potem pod krzyżem to jest w ogóle szczyt cierpień macierzyńskich. Umiera jej Syn i to w sposób tragiczny wręcz, ponieważ według Prawa Starego Testamentu: przeklęty kto zawisł na krzyżu (Pwt 21, 32). A jej cierpienie powiększał testament z krzyża: Oto Matka twoja, oto syn Twój (J 19, 26). Obcy człowiek staje się jej synem, a ona jego matką. My to tak zwykle upraszczamy, że to wszystko było takie przygotowane, ułatwione. Nie, moim zdaniem, dla matki było to wręcz wielkie zaskoczenie. On ma być moim synem, a ja jego matką. Oczywiście, że dzięki łasce Ducha Świętego pogodziła się z tym wszystkim i odeszła potem i mamy wniebowzięcie. Dzisiaj mamy ją w niebie i nami się opiekuje. I to opiekuje się w sposób tak widoczny i tak namacalny, że warto od czasu do czasu zanieść jej bukiet czerwonych róż.
- W Księdza książkach można przeczytać o tych zanoszonych w różne miejsca różach. Jakby Ksiądz opisał swoją relację z Maryją?
- Dla mnie Maryja jest Matką w drodze do nieba, bardzo ją czczę, bardzo ją kocham i dlatego wiersz „Ostatnia róża” Anny Achmatowej dla mnie jest prawie że testamentem. Poetka błaga: wszystko mi odbierz, Panie, zostaw mi tylko róże, żebym tę różę mógł potem zanosić przed jej oblicze, chociażby u Matki Bożej Osobowickiej.
Oprócz tej oficjalnej nauki mariologicznej, teologicznej, objawionej, jest też sporo maryjnych anegdot. Jedna z nich mówi o Piotrze, który, mając klucze, zarządza niebem, i rozmowie z Jezusem sprawdzającym, czy wszystko jest w porządku. Ależ Piotrze - mówi mu Jezus - przecież ten jeszcze powinien być w czyśćcu, a tamta to jeszcze przecież powinna długo pokutować, a ten to w ogóle nie powinien się tu znaleźć. Jak to się stało? Na co Piotr odpowiada: Mistrzu, jak by Ci to powiedzieć, to Twoja Matka ich wpuszcza bocznymi drzwiami. Otóż, niezależnie od tego wszystkiego, ja też liczę na to!
* * *
Ks. prof. dr hab. Roman Rogowski - teolog dogmatyk, wieloletni wykładowca teologii dogmatycznej na Papieskim Wydziale Teologicznym oraz w Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym we Wrocławiu, autor wielu prac z zakresu teologii, duchowości oraz esejów teologiczno-literackich poświęconych mistyce gór. Członek Klubu Wysokogórskiego i Polskiego Klubu Górskiego