WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Niedawno wywołał Pan wielką medialno-polityczną burzę stwierdzeniem, że rząd PO-PSL w europejskich negocjacjach budżetowych sprzedał polską wieś. Ogłosił Pan „wielki sukces” polskiego rządu „wielką klęską”, narażając się na wszechstronną krytykę i zarzut niezrozumienia sytuacji kraju i Europy...
JANUSZ WOJCIECHOWSKI: - Mimo to nie wycofuję tej oceny. I im bardziej analizuję nową budżetową sytuację polskiego rolnictwa, tym bardziej nie rozumiem przedziwnej postawy polskiego rządu. Jakkolwiek by nie patrzeć i nie liczyć, to klęska jest jeszcze większa, niż mi się na początku wydawało. Przed wyjazdem na szczyt do Brukseli słyszeliśmy, że dla polskich rolników rząd chce wywalczyć 34,5 mld euro. Prawo i Sprawiedliwość mówiło wtedy, że to mało, ponieważ ta kwota pozwala jedynie na zachowanie status quo, czyli utrzymać pomoc unijną na obecnym poziomie.
- Takim jak w poprzedniej perspektywie budżetowej?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Kwota 34,5 mld euro oznaczała, że rolnicy będą otrzymywali w następnych latach tylko tyle pieniędzy, ile dostawali w ostatnich 3 latach. Powinniśmy zawalczyć o 42 mld euro - te dodatkowe 7 mld euro są potrzebne do wyrównania dopłat do średniej UE.
- Wraz z nowym budżetem nastał więc koniec marzeń o wyrównaniu dopłat?
Reklama
- Gorzej. Polski rząd przywiózł zaledwie 28,5 mld euro dla rolnictwa, co oznacza, że nie tylko nie może być wyrównania dopłat do średniego europejskiego poziomu, ale mamy ubytek o ok. 6 mld euro w stosunku do tego, co było dotychczas.
- Rząd przekonuje i wylicza, że pieniędzy na rolnictwo wcale nie jest mniej...
- I dokonuje tu cynicznej manipulacji, bo porównuje pieniądze europejskie z poprzedniego budżetu z tym, co ma być w budżecie obecnym, nie dodając, że ten poprzedni był niepełny. Polscy rolnicy w 2007 r. dostali tylko 40 proc. unijnej średniej dopłaty, potem w następnych latach po 10 proc. więcej. Po tym stopniowym podwyższaniu od roku 2010 mieliśmy ok. 5 mld euro rocznie na polską wieś, z czego ok. 3 mld euro to pieniądze na dopłaty bezpośrednie, a ok. 2 mld euro - na rozwój obszarów wiejskich (tzw. II filar). Aby ten poziom utrzymać, trzeba by więc mieć na następną siedmiolatkę 35 mld euro. Ta suma gwarantowałaby w Polsce dopłaty bezpośrednie na poziomie ok. 220 euro na hektar, podczas gdy średnia europejska wynosi 265.
- Skoro suma jest mniejsza, to i dopłaty będą mniejsze niż dotąd?
- Na to wygląda. Faktem jest, że rocznie dla polskiego rolnictwa będzie tylko ok. 4 mld euro unijnych pieniędzy, tj. o miliard mniej...
- Wszystkie kraje dostały odpowiednio mniej z powodu kryzysu.
Reklama
- To prawda. W nowym budżecie środki na rolnictwo zostały zmniejszone o ok. 18 mld euro, z tego Polsce ucięto nieproporcjonalnie dużo - aż 4 mld! Z zestawienia wszystkich danych wynika, że najwięcej kwotowo straciła właśnie Polska; spośród 27 krajów UE na polskie rolnictwo przypadła aż ok. jedna czwarta wszystkich cięć.
- Nie zabrano więcej tym, którzy mieli największe dopłaty, zgodnie z ideą wyrównywania?
- Nie. Niemieccy rolnicy dostawali 350 euro na hektar, a z budżetu na rolnictwo zabrano im tylko 7 proc. Minimalnie straciła też Francja - 1,7 proc. Grecja, która miała najwyższe dopłaty, ponad 500 euro na hektar, zyskała ponad 1 proc., Hiszpania także nieco zyskała.
- Dlaczego Polska straciła tak nieproporcjonalnie dużo?
- Dlatego, że polski rząd chciał za wszelką cenę mieć propagandowy sukces w postaci uzyskania obiecanych przez PO w kampanii wyborczej 300 mld zł na fundusze spójnościowe. Właśnie dlatego w negocjacjach musiał ustąpić w innym obszarze, czyli pozwolić na cięcia budżetu na wspólną politykę rolną. A więc polska wieś została w ten sposób sprzedana! Rząd okłamuje wieś i wszystkich Polaków, mówiąc, że w tym budżecie jest więcej pieniędzy także dla polskiego rolnictwa. Fakty są takie, że Polska pozwoliła sobie zabrać najwięcej.
- Pozwoliła? A mogła nie pozwolić?
Reklama
- Nieprawdą jest, że premier Donald Tusk nie miał wyjścia i musiał brać, co dawali. I jeszcze się z tego cieszyć. Takie komentarze pojawiały się tylko w Polsce, bo eurodeputowani z innych krajów bardzo się dziwili, że Polska tak łatwo skapitulowała. Powiem więc inaczej: premier Tusk lekką ręką oddał, co zabierali! Ta przegrana wynika tylko i wyłącznie z postawy polskiego rządu.
- Dlaczego tak łatwo, jak Pan mówi, rząd sprzedał właśnie rolników?
- Moim zdaniem, premier Tusk kompletnie nie rozumie wsi, nigdy nie podnosi żadnych kwestii rolniczych, nie zna się na tym, nie rozumie i rzadko się na ten temat wypowiada...
- Może dlatego, że ma odpowiednio kompetentnego koalicjanta?
- No tak, przecież PSL ciągle jeszcze powołuje się na swoje wiejskie korzenie! Dlatego bardzo dziwię się ministrowi Stanisławowi Kalembie, którego znałem przez lata z jak najlepszej strony, że uczestniczy w tym propagandowym spektaklu, i w dodatku uważa, że nic złego się nie stało, że tak bardzo chwali sukces negocjacyjny premiera. Czy naprawdę nie potrafi obliczyć, że w warunkach nowego budżetu statystyczny polski rolnik (10 ha) straci co najmniej 20 tys. zł w stosunku do obecnego poziomu finansowania albo 40 tys. zł w stosunku do sprawiedliwego poziomu finansowania, czyli do średniego poziomu dopłat w całej Unii?
- Dlaczego jednakże rząd twierdzi, że na rolnictwo będzie teraz nawet więcej pieniędzy europejskich niż do tej pory?
Reklama
- Prawdopodobnie dlatego, że porównuje dotychczasowe i przyszłe dopłaty, nie uwzględniając obowiązujących w poprzedniej perspektywie dopłat krajowych, będących niezbędnym uzupełnieniem europejskich, integralną częścią sumy dopłat bezpośrednich. Na mocy traktatu akcesyjnego na początku dano Polsce dopłaty na poziomie tylko 25 proc. średniej unijnej (potem powoli się zwiększały), ale - by nieco jednak złagodzić i zatrzeć zbyt rażące nierówności - tzw. stara Unia zgodziła się na odpowiedni dodatek krajowy. Jednakże dopłaty krajowe skończyły się w 2012 r. i teraz rolnicy mogą liczyć wyłącznie na pieniądze unijne. Jeśli więc chcemy uczciwie przedstawić ich sytuację, to trzeba zestawić to, co realnie dostawali do tej pory, z tym, co dostaną teraz. Z takiego dopiero porównania wynika, że dostaną o 6 mld mniej.
- Premier zapewnia, że rolnicy nie odczują żadnego pogorszenia sytuacji, wręcz przeciwnie - wieś będzie się rozwijać...
- Ciekawe, jakim cudem? Możliwe będą tylko dopłaty krajowe do tzw. II filara unijnych pieniędzy - czyli na rozwój obszarów wiejskich - do którego państwo musi dołożyć ze swojego budżetu 25 proc., ale może więcej. Rząd prawdopodobnie w jakiś sposób przesunie część pieniędzy z funduszu rozwoju obszarów wiejskich, żeby podwyższyć dopłaty, aby znów osiągnąć odpowiedni efekt propagandowy - żeby rolnicy za bardzo nie narzekali. Zostanie więc bardzo niewiele pieniędzy w tzw. II filarze, czyli na rozwój obszarów wiejskich, co oznacza dalszą degradację polskiej wsi.
- Premier pocieszał też, że wspaniałe i wielkie fundusze spójnościowe także przecież na swój sposób zasilą obszary wiejskie...
Reklama
- W to, że premier obiecał, wierzę. Ale w to, że naprawdę tak się stanie, już nie wierzę. To będzie tak samo spełniona obietnica, jak wszystkie inne obiecanki premiera Tuska. A poza tym to przecież żadna łaska, bo fundusze spójności są z natury przeznaczone dla całej Polski. Do tej pory szło ich na wieś zaledwie 10 proc., chociaż na wsi mieszka 38 proc. Polaków. A więc jeśli teraz zwiększy się to „spójnościowe” finansowanie z 10 np. na 12 proc., to dopiero usłyszymy wielki szum propagandowy! A dyskryminacja wsi będzie nadal trwała...
- I dyskryminacja polskiego rolnictwa?
- Rząd buńczucznie opowiada o tym, jak to się wspaniale w Polsce rozwinęło rolnictwo, bo osiągnęło 2 mld euro nadwyżki eksportu nad importem. To prawda, tyle że ten eksport to: papierosy, kawa, herbata... Typowe płody polskiej ziemi! Polska produkcja rolna nie jest tak wysoka, jak by być mogła, bo warunki konkurencyjności polskiego rolnictwa są dziś trudne, a wobec nowej sytuacji budżetowej jeszcze znacznie się pogorszą. Nie będzie pieniędzy na rozwój gospodarstw, na ich konieczną modernizację. Polską wieś czeka bardzo trudna walka o przetrwanie, której znaczna część gospodarstw nie podoła.
- I dlatego zastanawia się Pan, czy głosować w PE za niedobrym dla polskiej wsi budżetem, czy też nie głosować?
- Mam rzeczywiście poważny dylemat. Bo przecież gdyby nie doszło do uchwalenia obecnego budżetu, to polscy rolnicy na skutek automatycznego przedłużenia obecnego poziomu finansowania mogliby dostać nie 4, lecz 5 mld euro rocznie. Niestety, to wymagałoby walki o każdy kolejny roczny budżet, w której to walce polski rząd jest bardzo słaby. A poza tym trzeba patrzeć na całość budżetu i wszystkie jego konsekwencje, także w zakresie bardzo ważnych dla Polski funduszy spójności. Wszystko to sprawia, że głosowanie nad budżetem to wybór między dżumą a cholerą.
Reklama
- Mimo dość silnych głosów sprzeciwu można jednak się spodziewać, że ten budżet zostanie uchwalony?
- Tak sądzę, mimo wszystko. Oczywiście, będzie dużo różnych dyskusji, ale ja osobiście najbardziej jestem sfrustrowany tym, że zniweczona została długoletnia walka o wyrównanie dopłat bezpośrednich, której celem było znaczące zmniejszenie dysproporcji pomiędzy krajami UE, likwidacja dyskryminacji. Przez lata krok po kroku postępowano w dobrym kierunku. I Polska mogłaby dziś sama przybliżyć się do tego wyrównania, gdyby nagle rząd swoją kapitulacją wszystkiego nie zaprzepaścił. Można powiedzieć, że to polski rząd sam zboczył z tej europejskiej drogi do wyrównywania szans nowych krajów Unii.
- A sama UE w budżecie na lata 2013-2020 nie wprowadza istotnych zmian zasad Wspólnej Polityki Rolnej (WPR)? Nie mówi się o jej likwidacji?
- O likwidacji nie może być mowy. Generalnie biorąc, istnieje w Europie duże zrozumienie, że rolnictwo wymaga wsparcia, bo bez tego nie ma żadnych szans w konkurencji światowej. Brak pomocy dla rolnictwa w warunkach europejskich oznacza szybką jego likwidację, coraz większy import żywności i, oczywiście, wzrost cen. Jest w Unii silne lobby handlowe zainteresowane osłabieniem rolnictwa w Europie i coraz większym importem. Temu lobby trzeba się zdecydowanie przeciwstawiać.
Reklama
- Od kilku lat słyszy się dyskusje o potrzebie modyfikacji i naprawienia WPR. Czy w tym budżecie zostały określone jakieś bardziej zdecydowane środki naprawcze?
- Są pewne nowości, jednak trudno powiedzieć, by prowadziły do radykalnego uzdrowienia. W tej chwili trwa praca nad rozporządzeniem w sprawie tzw. zazielenienia WPR, czyli uczynienia jej bardziej przyjazną środowisku; od rolników będzie się wymagać, aby minimum 7 proc. ziemi pozostawiali odłogiem jako tzw. obszar ekologiczny (rowy, krzaki). Kto tego nie zrobi, będzie miał obcinane płatności o 30 proc. A zatem - i tego bardzo się obawiam - ułatwi to życie tym, którzy kupują ziemię w celach spekulacyjnych, bo nie będą musieli jej wcale uprawiać (teraz, żeby dostać dopłaty, ziemię trzeba utrzymywać w dobrej kulturze). Wspólna polityka rolna, choć niedoskonała - właśnie np. przez problem wielkich latyfundiów, poprzez płacenie za zaniechanie produkcji - ma wciąż głęboki sens. Jeśli nawet gdzieś zagubiła swoje najbardziej istotne cele, to myślę, że to się zmieni lada moment. Europa - pewnie już w następnej perspektywie budżetowej, po 2020 r. - sama odczuje potrzebę wprowadzenia bardziej mobilizujących dopłat do produkcji rolniczej, ponieważ będzie brakować żywności...
- W Polsce przed szczytem budżetowym straszono, że to już ostatnie unijne pieniądze, ponieważ nie wiadomo, czy będzie następna perspektywa budżetowa.
Reklama
- Wszystko możliwe, ale jednego jestem pewien, że jeżeli tylko będzie istniała Unia, to na pewno musi być wspólna polityka rolna, bo Europa powinna mieć dobrze rozwinięte i samowystarczalne rolnictwo. Chyba że kraje zdecydują się same dopłacać do rolnictwa, ale wtedy - po co nam Unia?
- A teraz jednak zagłosuje Pan za budżetem, który się Panu nie podoba?
- Nie popełnię tego błędu, który bardzo często robi polski rząd, że zanim skończy negocjacje, z góry deklaruje poparcie dla różnych pomysłów. Wielkim błędem były np. zapowiedzi naszego rządu, że Polska nie zawetuje nawet złego budżetu. Ja będę walczył w Parlamencie Europejskim do samego końca, żeby ten budżet, ile się da, poprawić. A w głosowaniu wezmę pod uwagę dobro polskich rolników, polskiej wsi, a przede wszystkim całej Polski.