- Ojczym dał nam popalić w życiu niemało... Byłam zawsze poniewierana. Nigdy nawet nie słyszałam mojego imienia. Nie mogłam siedzieć na kanapie, bo słyszałam, że "taki badziew" na to nie zasługuje – opowiadała przerażające historie z życia reprezentantka Polski.
- Pamiętam taki dzień, jak wróciłam z pucharem. On wtedy krzyczał "nie będziesz biegać! Wybiję ci to!" i wtedy wbił mi siekierę w kolano. Koniecznie chciał, abym nie chodziła, ale jak widać chodzę. Widocznie tam na Górze stwierdzili, że mam jeszcze wiele do zrobienia i nie może mnie taki zwykły człowiek po prostu skatować - mówiła dalej…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W programie pokazano, w jakich warunkach przez lata mieszkała pani Róża: W każdym pomieszczeniu było pełno pleśni, a cała konstrukcja groziła zawaleniem.
Róża Kozakowska codziennie zmaga się z niepełnosprawnością. Choruje na neuroboreliozę stawowo-mózgową oraz endometriozę. Obie choroby postępują.
Róża Kozakowska, która po tym, jak odebrano jej złoty medal igrzysk paraolimpijskich w rzucie maczugą, wróciła do Polski na leczenie. Z powodu kontuzji barku nie wystartuje w Paryżu w konkursie pchnięcia kulą.
Róża nie ukrywała, że nie była to łatwa decyzja.
Reklama
"Bardzo mi smutno z powodu moich kibiców i reszty polskich zawodników. Że nie dane było nam wszystkim wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego. Mam nadzieję, że oni zrozumieją. Że zawodnicy zapomną już o tym, co się stało i skupią się na walce o medale, a kibice na wspieraniu ich tak gorąco, jak mnie. Paraolimpijczycy tego teraz najbardziej potrzebują – podkreśliła.
"Ja przyjmuję tę kontuzję i dyskwalifikację na klatę. Nie złamie mnie to. Oczywiście, jestem potwornie rozczarowana, ale też zadowolona z wyniku, bo rzuciłam najdalej, pobiłam rekord świata, dałam z siebie wszystko" – zaznaczyła.
Dziś Róża Kozakowska na to, co się wydarzyło, patrzy już trochę inaczej.
"Co nie nas nie zabije, to nas wzmocni. Ja czuję się po tym wszystkim jeszcze silniejsza i jeszcze bardziej zmotywowana. Na pewno nie utracę ducha walki w życiu ani w sporcie! Niech o to nikt się nie martwi – zapewniła. – Pomyślałam, że Bóg poddał mnie próbie: medal czy wiara. Straciłam medal, ale to tylko kawałek żelaza, wiara we mnie zostaje. Ktoś inny może by się załamał, wyklinał. Ja przyjmuję wszystko ze spokojem. To jest mój krzyż, który niosę. Ból też mnie nie zabije, bo ja już w życiu tyle bólu doznałam i przeżyłam, więc i teraz sobie poradzę".
Na koniec Róża Kozakowska postanowiła jeszcze wyjaśnić jedną ważną sprawę.
"Najbardziej bolało mnie to, że ktoś z kibiców w Polsce mógł pomyśleć, że zdyskwalifikowano mnie, bo chciałam oszukać. Zagrać nie fair, nielegalnie pomóc sobie w zwycięstwie. A ja bym w życiu tak nie postąpiła. Nigdy bym tak zdobytego medalu nie chciała! Chcę wygrywać czystą walką. Im cięższą i okupioną większym wysiłkiem, tym lepiej. Chcę być prawdziwym zwycięzcą, w sprawiedliwej walce. I znowu będę wygrywać! Nic się nie kończy. Muszę tylko wyzdrowieć".