Dawid Gospodarek (KAI): Skąd u Księdza pojawił się pomysł, by w ramach pracy naukowej przeanalizować tysiące artykułów "Gazety Wyborczej" (GW)? I dlaczego akurat ta gazeta?
Ks. dr Mateusz Wójcik: Był wrzesień 2017 r. Byłem już po pierwszym roku studiów doktoranckich, wkrótce miałem rozpocząć kolejny rok. Wtedy w Uniwersyteckiej Kolegiacie św. Anny odbywały się tzw. “Dialogi u św. Anny”, w których wielokrotnie uczestniczyłem. Akurat 28.09.2017 r., spotkanie było poświęcone nauczaniu religii w przestrzeni społecznej. Abp Marek Jędraszewski, metropolita krakowski, na początku tych dialogów wygłosił katechezę zatytułowaną: “Katecheza - nauczanie religii w przestrzeni społecznej”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pod wpływem tej katechezy, poruszonych w niej wątków i całego tamtego spotkania, zaczęły mi się “otwierać oczy” na zupełnie inną perspektywę.
Również wygłoszona kilkanaście dni wcześniej przez ks. prof. Tadeusza Panusia w Kolegiacie św. Anny w Krakowie homilia w czasie niedzielnej Mszy świętej, która poruszała aktualne problemy nauczania religii w polskiej szkole, spowodowała, że zacząłem myśleć o zmianie tematu mojej pracy doktorskiej.
Reklama
Zainspirowany tym, co usłyszałem, poszedłem do swojego promotora i powiedziałem, że chcę zmienić temat (pierwotnie miałem pisać o przygotowaniu do pierwszej spowiedzi i Komunii świętej w krajach europejskich) i pisać o tym, jak nauczanie religii w szkole jest przedstawiane w mediach. Czekałem 2 dni na odpowiedź, aż wreszcie padło: “Zgoda”.
Jaki obraz 30 lat lekcji religii w polskiej szkole wyłania się z lektury artykułów GW?
- Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy przeanalizować kluczowe tematy i wątki poruszane w tych artykułach. W trakcie analizy znalazłem 14 takich głównych kwestii, wokół których ogniskowały się artykuły publikowane na łamach GW:
1. niewykwalifikowani, zalęknieni i osamotnieni katecheci;
2. niska skuteczność katechezy szkolnej;
3. przekleństwo nietolerancji;
4. klerykalizacja i indoktrynacja szkół;
5. świecka szkoła;
6. cena z wiary;
7. katecheta - aferzysta;
8. fikcja dobrowolnego wyboru katechezy;
9. marnotrawienie publicznych pieniędzy przez finansowanie nauczania religii;
10.podręczniki, czyli brak pomysłu na katechezę;
11. masowe odejścia uczniów uczestniczących w katechezie;
12. wiedza o religii (religioznawstwo), a nie katecheza;
13. bezprawne wprowadzenie religii do szkół;
14. brak kontroli nad katechezą.
Reklama
Jeśli do tych tematów dodamy fakt, że spośród przeanalizowanych 5816 artykułów, tylko 8 proc. ma charakter pozytywny, to ten obraz nauczania religii w polskiej szkole, zaznaczam: wykreowany na łamach “Gazety Wyborczej”, prezentuje się dramatycznie. To trochę tak, jakby opisywać zagadnienie ruchu lotniczego w Polsce, z punktu widzenia katastrof czy wypadków lotniczych, jakie miały miejsce w naszym kraju. Wszystko skoncentrowane byłoby wokół ofiar, które poniosły śmierć, maszyn, które się rozbiły czy przyczyn takich wypadków lotniczych. I ponieważ ktoś założył taki punkt widzenia, to nie wspomniałby o samolotach, które szczęśliwie zakończyły swój rejs, milionach pasażerów, którzy dotarli na miejsce. Czy taka książka, pisana z tej perspektywy, byłaby odzwierciedleniem rzeczywistości zagadnienia ruchu lotniczego w Polsce? Pytanie retoryczne. Jak widać, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Jeśli obraz nauczania religii w GW skupiony jest przede wszystkim na opisywaniu negatywnych wydarzeń, sytuacji, to jak w tym kontekście ma się to do rzeczywistości milionów dzieci i młodzieży, które uczą się religii w szkole, które angażują się w olimpiady przedmiotowe, wygrywają ogólnopolskie konkursy przechodząc wszystkie szczeble, którzy działają w kołach wolontariatu, kołach Caritas. Jak to wszystko się ma do tysięcy katechetów: świeckich, sióstr zakonnych, kapłanów, którzy nauczają religii z pasją, ale w GW czytają o przypadkach swoich kolegów i koleżanek, którzy popełnili jakieś błędy (a przecież błędów nie popełnia ten, kto nic nie robi) i zostało to medialnie, odpowiednio “doprawione i grillowane” tak, że opinia o katechetach i religii w szkole jest dzięki takiemu medialnemu działaniu właśnie taka, jak dzisiaj uważa część polskiego społeczeństwa, być może nie mając pojęcia o rzeczywistości, bo prawda ich nie interesuje, bo może się okazać niewygodna, albo po prostu łatwiej było przyjąć bezrefleksyjnie serwowaną przez media perspektywę…
A czego pozytywnego o lekcjach religii w szkole można dowiedzieć się z badanych przez Księdza artykułów?
Reklama
- Trochę się uśmiechnąłem, ponieważ po przeczytaniu takiej ilości artykułów, właśnie sobie uświadomiłem, że nie zapamiętałem nawet jednego takiego pozytywnego artykułu, który wbiłby mi się w pamięć, odwrotnie wręcz - bo pamiętam wiele tytułów - było wielue artykułów negatywnych, których “bohaterami” byli katecheci, lub które przyniosły informacje o “katechetycznych aferach”.
Zastanawiam się teraz, czy tak jak ze mną, nie działo się podobnie z czytelnikami GW, którzy byli “karmieni” takimi treściami, że nic pozytywnego na podstawie publikowanych w GW treści nie są w stanie powiedzieć.
Kojarzę tylko, że najlepszymi pozytywnymi artykułami były artykuły apologetyczne (często pisane przez księży), broniące nauczania religii w szkole, które w pierwszym okresie istnienia GW były dopuszczane do publikacji w ramach polemiki…
W analizowanych tekstach dostrzega Ksiądz manipulacje, pewną “linię programową”, wręcz strategię, mającą na celu wywieranie u odbiorców konkretnej opinii o lekcjach religii w szkole. Czy mógłby Ksiądz opowiedzieć, na czym to polega? I jaki cel mógł przyświecać wydawcy?
Reklama
- Na czym to polega, mogliśmy się przekonać w odpowiedzi na poprzednie pytanie, które obnażyło moją niewiedzę na temat treści pozytywnych o nauczaniu religii w szkole, publikowanych na łamach GW, bez sięgnięcia do zgromadzonego przeze mnie materiału. To, co zostało w mojej pamięci, to przede wszystkim treści negatywne na temat religii w szkole. Gdybym nie miał kontaktu z rzeczywistością, nie znał faktycznego stanu katechizacji, jej blasków i cieni, nawet przez to, że uczyłem religii w szkole w latach 2012-2022, gdybym nie znał wielu katechetów pasjonatów, dzieci zachwyconych po lekcjach religii, wdzięczności rodziców, którą kierowali pod adresem katechetów, to uwierzyłbym w narrację "Gazety Wyborczej".
Myślę, że sukces takiej narracji GW o nauczaniu religii w polskiej szkole polega właśnie na tym, że wielu czytelników nie zadaje sobie trudu, aby dokonać konfrontacji tego, co przeczytają w GW, z rzeczywistością, bo wtedy musieliby zadać sobie trud poszukiwania prawdy, tzn. pójścia do katechetów (nie tych byłych, którzy już nie mają misji katechetycznej, a tacy właśnie często na łamach GW są “ekspertami” i “znawcami tematu”, ale do tych, którzy na co dzień uczą w szkołach), porozmawiania z rodzicami (nie tylko tymi, których negatywne zdanie, opinie publikowane są w artykułach GW jako wręcz wyrazicieli 100 proc. rodziców dzieci i młodzieży uczęszczających na katechezę), zdobycia wiedzy na temat prawnego statusu nauczania religii w szkole (szkoda, że za publikacje nieprawdy na ten temat nikt nie poniósł żadnych konsekwencji), pokazania katechety jako aktywnego i pełnoprawnego członka rady pedagogicznej, który podlega tym samym przepisom i ma te same obowiązki jak inni nauczyciele, a do tego ma jeszcze dodatkowo nad sobą, jeśli chodzi o merytoryczne treści, nadzór wizytatora katechetycznego.
Analizując te tysiące artykułów, zobaczył Ksiądz, że nie tylko pewne treści są powtarzane, ale nawet konkretne artykuły są publikowane po raz kolejny po jakimś czasie. Co to może mieć na celu? Bo raczej nie oszczędności…
Reklama
- Zebrane i przeanalizowane artykuły wskazują, że "Gazeta Wyborcza" od samego początku wykazywała szczególne zainteresowanie tematem nauczania religii w szkole publicznej w Polsce, co udowadniała poprzez kolejne miesiące i lata publikacją kolejnych artykułów. Rzeczywiście, ciekawe jest to, że wielokrotnie powtarzała w treści swoich tekstów pewną pulę ciągle tych samych, negatywnych argumentów, mających wywołać oburzenie opinii społecznej. Aby wytwarzać, podtrzymywać negatywną atmosferę wokół katechezy prowadzonej w szkole publicznej. Wielokrotne powielanie tych samych zarzutów wobec nauczania religii w publicznej szkole i odmienianie ich przez wszystkie przypadki, kiedy nie można wyprodukować innych, zdarza się w dziennikarstwie. Nie można tego usprawiedliwiać, ale niejednokrotnie słyszeliśmy o tzw. “odgrzewanych kotletach”. To była moja pierwsza obserwacja.
Reklama
Kolejne odkrycie nie tyle mnie zdziwiło, co zszokowało, gdyż nie wiedziałem, że takie praktyki w ogóle w mediach istnieją, bo to chyba ma niewiele wspólnego z uczciwością intelektualną. Po przeczytaniu wnikliwie każdego artykułu i posegregowaniu ich chronologicznie, a potem tematycznie, miałem wrażenie, jakbym już niektóre artykuły czytał po raz kolejny, a nawet więcej niż kilkakrotnie. Najpierw myślałem, że zapisując je z cyfrowego archiwum popełniłem błąd i zrobiłem tzw. “dubel”, tzn. zapisałem po raz drugi ten sam artykuł. Kiedy okazało się, że jednak nie i że to jest ten sam artykuł, tego samego autora o identycznej treści, ale opublikowany ponownie w odstępie kilku tygodni, miesięcy, a nawet lat (bo i do tego GW się posunęła, że te same artykuły były publikowane kilkukrotnie w odstępie kilku czy kilkunastu lat), zrozumiałem, że to nie moje zmęczenie, ani niedospanie, ale że mamy do czynienia z “niezwykle ciekawą metodą” uprawiania dziennikarstwa. Nawet wierny czytelnik GW nie był w stanie zorientować się, że czyta to samo, co kilka lat wcześniej już zostało opublikowane, co było powieleniem jakiejś historii, która już nawet nie była aktualna, może nawet dawno wyjaśniona, ale nadal powodowała “słuszne” oburzenie. W czasie obrony doktoratu zaprezentowałem kilkanaście przykładów takich wielokrotnie publikowanych pod różnymi datami artykułów, żeby było wygodniej to postarałem się o zdjęcia tych artykułów z wydań papierowych, żeby nie było cienia wątpliwości, że mamy do czynienia z takim procederem. Ciekawe, jakby zareagował np. polonista, gdyby w ciągu jednego roku uczeń przedstawił mu do oceny kilkakrotnie, w pewnych odstępach czasu, dokładnie to samo wypracowanie.
Jeśli istnieje w ogóle coś takiego jak etyka mediów, to jestem ciekaw, jak przedstawić tego typu proces stosowany przez GW, który raczej na pewno nie ma na celu obiektywnego opisania rzeczywistości nauczania religii w polskiej szkole.
Jakie argumenty przeciwko lekcjom religii w szkole znajdzie czytelnik GW?
- Nie nazwałbym tego argumentami, ale zarzutami wobec nauczania religii w szkole, ponieważ na cechy dobrego argumentu składają się: prawdziwość przesłanek - przesłanki powinny być prawdziwe lub dobrze uzasadnione, poprawność logiczna - argument powinien być logicznie poprawny, czyli konkluzja powinna wynikać z przesłanek; adekwatność - przesłanki powinny być wystarczająco silne, aby wspierać konkluzję.
Mam poważne wątpliwości, czy tzw. argumenty przeciwko religii w szkole to tak naprawdę argumenty, czy tylko i wyłącznie zarzuty i niezweryfikowane opinie, które, opublikowane, zyskują rangę prawdziwości.
Proszę podać jakiś przykład.
Reklama
- Wielokrotnie na łamach GW podkreśla się, że katecheci nie mają kwalifikacji, kompetencji ani przygotowania do nauczania religii jako przedmiotu. Czy ta przesłanka jest prawdziwa? Wystarczy sięgnąć do przepisów prawa, tych najnowszych oraz tych, które wcześniej były obowiązujące i zostały znowelizowane: Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 1 sierpnia 2017 r. w sprawie szczegółowych kwalifikacji wymaganych od nauczycieli (Dz.U. z dnia 24 sierpnia 2017 r.); Porozumienie pomiędzy Konferencją Episkopatu Polski oraz Ministrem Edukacji Narodowej z dnia 3 kwietnia 2019 r. w sprawie kwalifikacji zawodowych wymaganych od nauczycieli religii; Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach (Dz.U. z dnia 24 kwietnia 1992 r.). Tam zobaczymy, że od początku katechetom do zatrudnienia w szkole stawiano takie same wymagania, jak nauczycielom innych przedmiotów.
Jako pierwsza w tym “argumencie” pada przesłanka prawdziwości przesłanek. Jeśli by nawet zdarzyło się, że są katecheci, którzy mają braki w wykształceniu (bo za zgodą kuratorium podjęli pracę i uzupełniają wykształcenie, są np. studentami IV roku teologii katechetyczno-pastoralnej) - to omawiany argument jest błędem logicznym pars pro toto (przypisywanie całości własności przysługujących tylko jej części). I w ten sposób padła druga przesłanka w tym rzekomym “argumencie”. Co do adekwatności, w tym przypadku nie może być o niej mowy, bo przesłanki są bardzo słabe i w żaden sposób nie wspierają konkluzji o słabym wykształceniu i braku kompetencji u katechetów.
A czy w pluralistycznym społeczeństwie, gdzie tak dużo młodzieży nie chce chodzić na religię, lekcje religii w szkole w ogóle mają sens? Po co religia w szkole?
Reklama
- Rozszerzmy pytanie i popatrzmy czy jeśli w pluralistycznym społeczeństwie maturzystów miażdżąca większość nie zdaje przedmiotu “Wiedza o tańcu”, to jaki jest sens organizowania matury z tego przedmiotu, powoływania komisji, generowania kosztów, potem powoływaniu egzaminatorów? Można wskazać wiele podobnych tego typu przykładów, tylko nagle komuś zależy na tym, żeby taka argumentacja była kolejnym ciosem na dobicie religii w szkole. Mam wrażenie, że przeciwnicy nauczania religii w szkole stosują metodę “uderzmy czymkolwiek, co się nawinie”, a nuż może się uda.
Naprawdę mam przekonanie, że kwestia wypisywania się z lekcji religii przy fakultatywnym jej statusie jest dla uczniów i ich rodziców często czysto pragmatyczna. Proponuję pewien eksperyment. A gdyby tak wszystkie przedmioty były fakultatywne i uczniowie mieli wybrać 12 przedmiotów na cały rok szkolny? Czy naprawdę w tych 12 przedmiotach nie znalazłaby się religia? Czy nie wyleciałoby z takiego planu lekcji wiele innych przedmiotów, na które dzisiaj uczniowie są zmuszeni chodzić, a na przykład delikatnie mówiąc nie cierpią tego przedmiotu, bo sprawia im trudność? A gdyby z matematyki czy fizyki lub biologii można było się wypisać? Co wtedy? Czy wtedy, skoro z matematyki, fizyki czy biologii wypisuje się tylu uczniów, obecność tych przedmiotów w szkole ma sens?
A po co religia w szkole? Przynajmniej choćby z kilku względów:
Nauczanie religii w szkole jest standardem europejskim! Skoro tak wielu odwołuje się dzisiaj do europejskości, to dlaczego w tym względzie akurat “nie chcemy do Europy”. Zobaczmy jak wygląda nauczanie religii w szkołach w krajach europejskich.
Religia jest integralną częścią kultury i historii. Nauczanie religii w szkołach może pomóc uczniom lepiej zrozumieć swoje dziedzictwo kulturowe. W przypadku naszej Ojczyzny również. Nie da się przecież zakłamać historii i powiedzieć, że korzenie Polskości nie są związane z chrześcijaństwem.
Reklama
Lekcje religii wspierają rozwój moralny i etyczny młodzieży, promując wartości takie jak miłość bliźniego, sprawiedliwość, uczciwość i solidarność. Który inny przedmiot w szkole wspiera wychowawczą funkcję szkoły w taki sposób jak robią lekcje religii?
Nauczanie religii przyczynia się do lepszego zrozumienia różnorodności religijnej i kulturowej, co jest ważne w pluralistycznym społeczeństwie. Wiedza o różnych religiach może promować tolerancję i wzajemny szacunek. Jestem ciekawy ilu ze współczesnych krytyków nauczania religii w szkole zadało sobie trud i przejrzało podstawę programową religii na poszczególnych etapach edukacyjnych. Warto, żeby wiedzieli z czym się nie zgadzają.
Zapewnienie lekcji religii w szkołach publicznych jest realizacją konstytucyjnego prawa do wolności religijnej, umożliwiając uczniom praktykowanie swojej wiary w ramach edukacji szkolnej. Trzeba wiedzieć, że katechizację w szkołach prowadzą na dzień dzisiejszy 24 Kościoły i związki wyznaniowe zarejestrowane w RP. Czynią to na mocy art. 53 ust. 4 Konstytucji RP oraz m.in. na podstawie ustaw o stosunku państwa do danego Kościoła.
Wreszcie nauczanie religii w szkole poszerza wiedzę z innych przedmiotów, np. języka polskiego, historii, filozofii, sztuki czy wiedzy o społeczeństwie.
Jak można reagować na takie rozmijające się z rzeczywistością ukazywanie lekcji religii w mediach i aktualnych dyskusjach?
Reklama
- Można przyjąć zasadę 3xP, czyli Promowanie Pozytywnych Przykładów. Podzielmy się historiami sukcesu uczniów, którzy czerpią korzyści z katechezy. Mogą to być przykłady osób, które osiągnęły sukcesy dzięki nauce wartości i zasad moralnych, które są laureatami olimpiad i konkursów, którzy na polu działalności charytatywnej mają czym się pochwalić, którzy np. organizują udane akcje pomocowe. Zapraszajmy do wypowiedzi osoby, które mogą opowiedzieć o pozytywnych doświadczeniach związanych z katechezą - uczniów, rodziców, nauczycieli. Puśćmy w obieg medialny te nagrania, niech one zaistnieją w internecie. Może niektóre z nich zostaną zablokowane, bo „naruszają standardy społeczności”, ale część może przebije się do świadomości internautów i pokaże im, że ten medal też ma dwie strony. Wykorzystajmy platformy takie jak Facebook, Twitter, Instagram czy YouTube do promowania pozytywnych treści o katechezie. Twórzmy ciekawe i angażujące posty, filmy i grafiki, a wtedy ludzie zobaczą inny obraz nauczania religii w szkole.
Przy całym pozytywnym przekazie nie należy też bać się otwartej odpowiedzi na krytykę. Przygotujmy odpowiedzi, aby móc szybko reagować na negatywne opinie czy wręcz mity na temat katechezy i prostować nieprawdziwe informacje.
Z jakimi reakcjami spotkała się Księdza książka?
- Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale sygnały, które do mnie docierają, są bardzo pozytywne, odbieram sporo gratulacji za odwagę w podjęciu się tego tematu i wytrwałość w przebrnięciu przez tak olbrzymi materiał, którego lektura nie leżała ani do prostych, łatwych i przyjemnych, bo wymagała zimnej głowy. Zdarzały się również ostrzeżenia przed czekającą mnie zemstą.
Czy książka dotarła też do środowiska GW?
- O ile mi wiadomo, środowisko GW wie o publikacji tej monografii naukowej, ponieważ w niespełna po godzinie od ukazania się informacji o przedsprzedaży książki powstał w GW artykuł na ten temat, którego większość stanowi opis książki zaczerpnięty ze strony Wydawnictwa.
W analizowanych przez Księdza artykułach opisywano także pewne nadużycia i błędy katechetów. Jaką informację zwrotną dla nauczycieli religii znalazł Ksiądz w tych tekstach? W czym one mogą im pomóc?
Reklama
- Odpowiedź na to pytanie znajduje się w ostatnim rozdziale mojej książki ("Nauczanie religii rzymskokatolickiej w polskiej szkole w świetle artykułów prasowych „Gazety Wyborczej” z lat 1990-2019") zatytułowanym “Czego możemy nauczyć się od krytyków?”.
Ale żeby odpowiedzieć w miarę krótko, potrzebujemy zdrowej oceny czy wręcz ewaluacji sytuacji nauczania religii w polskiej szkole. Stanięcia w prawdzie i powiedzenia, to i to nie funkcjonuje dobrze, a tamto należy poprawić, ponieważ zawsze może być lepiej. Ale najważniejszym jest to, aby zachować pokorę, być otwartym na KONSTRUKTYWNĄ krytykę i uczyć się na WŁASNYCH błędach. Wyciągać wnioski, które wdrożone w system nauczania religii w szkole przyniosą oczekiwane efekty i rezultaty.
Aktualnej polityczno-medialnej dyskusji o lekcjach religii w polskich szkołach przygląda się Ksiądz z rzymskiej perspektywy. Jak ją i plany Ministerstwa Edukacji Ksiądz ocenia? Czy w tym wszystkim widzi Ksiądz jakąś szansę, nadzieję na coś pozytywnego?
Reklama
- Trudno oceniać coś, co na razie jest jakimś medialnym bałaganem informacyjnym. Chociaż zapowiedzi są bardzo krzywdzące dla dzieci i młodzieży katolickiej i innych wyznań, tak jakby ktoś nie miał świadomości, że obecność nauczania religii w szkole należy do standardów europejskich, a tolerancja i poszanowanie godności i praw ludzi wierzących nagle przestały obowiązywać. To trochę tak, jakbyśmy mieli do czynienia z podwójnymi standardami, jeśli chodzi o tolerancję i prawa człowieka np. do wyznawania swojej religii. Ciekawe, jak obecne kierownictwo MEN rozumie Konstytucję, którą miało tak wiele razy na ustach. Czy na pewno w ich "wersji" Konstytucji jest jeszcze art. 53?
Pozytywne jest to, że może część społeczeństwa polskiego się obudzi i zobaczy, że za chwilę w polskiej szkole nie będziemy już mieli żadnej lekcji, która będzie uczyła i promowała wartości, bo w tym momencie mamy super liberalny system: religia, etyka albo tzw. "nic". Bałbym się ludzi, którzy nie są wychowywani do posługiwania się w życiu żadnymi wartościami.
Rozmawiał Dawid Gospodarek