Jeśli w kościele słyszę piękną muzykę, inaczej oddycham, inaczej słucham, inaczej się modlę - mówi prof. Marta Kierska-Witczak, kierownik Zakładu Muzyki Kościelnej we wrocławskiej Akademii Muzycznej. - I wiem, że wielu ludzi przeżywa to podobnie.
Po co muzyka?
Muzyka przez wieki była ściśle związana z liturgią. Nie traktowano jej jako dodatek czy urozmaicenie, ale integralną część. Słowo i muzyka stanowiły wspaniałą całość. Podkreślał to wykonywany przez stulecia w Kościele chorał gregoriański. Wagę śpiewu wzmacnia też fakt, że ksiądz nie może pozwolić sobie na dowolność w wyborze, czy będzie śpiewał czy recytował. Zasadą jest, że powinien zaśpiewać. Ponieważ muzyka jest częścią składową liturgii, przepisy zalecają odprawianie obrzędów właśnie w takiej formie.
Poza tym muzyka podczas liturgii może być świetną ewangelizacją, bo trafia nie tylko do świadomości, ale też do całej sfery uczuć i emocji. Może dotknąć najbardziej zamkniętego człowieka. A gdy ten człowiek otworzy się na muzykę, to łatwiej przyjmie i zrozumie Słowo. Żeby jednak muzyka w kościele trafiała do serc wiernych i pomagała w modlitwie, musi być wykonywana na odpowiednim poziomie. Musi być święta, doskonała i powszechna. Warto tę prawdę przypomnieć, zwłaszcza gdy rzeczywistość parafialna często pozostawia wiele do życzenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Parafialny miszmasz
Reklama
To, jak wygląda życie muzyczne danej parafii zależy od wielu czynników, m.in. wykształcenia i świadomości organisty, scholi, kierownika chóru, współpracy z proboszczem i całą wspólnotą wiernych. Są parafie niemal wzorcowe pod tym względem. Fakt, że kościół wrocławskich dominikanów jest szczelnie wypełniony w każdą niedzielę świadczy nie tylko o trafiających do ludzi kazaniach, ale też o bardzo dobrze przygotowanej i dopracowanej pod względem muzycznym liturgii.
- W wielu parafiach dzieje się dobrze i mogą być one stawiane jako wzorzec do naśladowania - uważa ks. Stanisław Nowak, wykładowca muzyki kościelnej na Papieskim Wydziale Teologicznym. - Podstawą jest dobry organista, który ma świadomość liturgii i rozumie instrument. Jeśli nie ma dobrego muzyka, sytuacja jest trudniejsza, bo to on decyduje o charakterze muzycznym świątyni. Niekiedy słyszy się narzekanie wiernych, że nie można uczestniczyć we Mszy św., bo oprawa muzyczna nie ułatwia i nie pomaga, a wręcz to uczestnictwo utrudnia. Ale tu nie mamy innej możliwości, jak ustawiczna praca. Każdy wykonujący funkcję muzyka kościelnego jest zobowiązany do ciągłego ćwiczenia, dokształcania - w przeciwnym razie jest konieczna zmiana na tym stanowisku. Jestem przekonany, że jeśli w parafii, zarówno księdzu proboszczowi, jak i wiernym, zależy na muzyce kościelnej na odpowiednim poziomie, to jest duża szansa, by był tam dobry organista, kantor, schola i chór.
- Jest wielu księży, którzy chcą coś zrobić, interesują się życiem muzycznym w parafii, dbają o to, czy osoby, które animują muzykę mają odpowiednie kwalifikacje - mówi prof. Marta Kierska-Witczak. - Jednak ogólnie sytuacja nie jest zadowalająca. Są osoby, które czasami z przypadku siadają za instrumentem, nie dbają o niego, a instrument niszczeje. Niektórzy zapominają, że ludzie, którzy przychodzą do kościoła nierzadko znają się na muzyce.
Sytuacja wymaga, by muzycy pełniący posługę w Kościele podnosili swoje kwalifikacje. Bardzo przykrym doświadczeniem była dla mnie rozmowa z pewnym organistą, młodym chłopakiem z jednej z głównych parafii we Wrocławiu, który tonem pewnego rodzaju przechwałki, powiedział, że nie skończył żadnej szkoły. Zaproponowałam mu uczestnictwo w warsztatach i sympozjach, które organizujemy, ale do tej pory nie chciał z nich skorzystać. To bardzo zła postawa - niestety, tolerowana przez niektórych księży.
Zdarzają się też sytuacje tragikomiczne. Na przykład wtedy, gdy podczas Mszy św. dzieci ustawiają przy scholi keyboard, na którym dopiero uczą się grać a następnie próbują na nim zagłuszyć organistę, krzycząc dodatkowo do mikrofonu. A potem ksiądz im za to dziękuję. Dla mnie to jakieś nieporozumienie - dodaje Pani Profesor.
Co można?
Warto przypomnieć pewne podstawowe informacje dotyczące prowadzenia muzyki w kościele, na przykład rzecz oczywistą (często nie braną pod uwagę), że nie wszystko nadaje się do śpiewania podczas liturgii. Muzyka w kościele nie może kojarzyć się z muzyką rozrywkową. - Jeśli pod przebój Beatlesów „Let it be” podkłada się słowa „przebacz nam” i wykonuje w miejsce liturgicznego Kyrie, to jest to nieporozumienie i tego nie wolno robić - mówi prof. Kierska-Witczak. - Dobór repertuaru nie może być przypadkowy. W liturgii nie ma miejsca dla piosenek. Odpowiednie pieśni można znaleźć w śpiewniku Siedleckiego czy „Exultate Deo”. Piosenki typu „Kto stworzył fruwające ptaszki” można zaproponować dzieciom na rozśpiewanie przed Eucharystią.
Kolejną kwestią jest dobór instrumentów. Są dokumenty wyraźnie mówiące o tym, które z nich można używać. Organy są dla liturgii najodpowiedniejsze, ale dopuszczone są również inne instrumenty. Te, dla których nie ma zezwolenia to fortepian, perkusja czy gitara basowa. - Jeśli decydujemy się na gitarę, to nie używajmy jej tak, jak przy ognisku. Niech to będzie prowadzenie klasyczne, delikatniejsze, z większą kulturą. Poza tym pozostaje praca nad emisją głosu, słuchaniem siebie nawzajem i czystym śpiewem. Bo fałsz naprawdę przeszkadza wielu ludziom w modlitwie. To są pewne podstawy, o których trzeba pamiętać.
Dobre chęci nie wystarczą
Jeśli chodzi o muzykę w kościele, trzeba zdać sobie sprawę, że same dobre chęci nie wystarczą - mówi prof. Kierska-Witczak. Wyobraźmy sobie lekarza, który ma dobre chęci, ale w ogóle nie rozumie się na medycynie. Może zrobić szkodę, prawda? Albo nauczyciel, który bardzo lubi dzieci, ale w ogóle nie wie, jak uczyć. Tak samo człowiek, który chce grać w kościele albo prowadzić dziecięcą scholę, ale nie ma pojęcia, jak to robić. Taka osoba zrobi innym szkodę. Może nie będzie ona aż tak wyraźna, może nikt od tego nie umrze, ale duchowo można osłabnąć. Ci, którzy decydują się na prowadzenie muzyki w świątyni, prócz dobrych chęci, po prostu muszą się kształcić, muszą mieć świadomość po co to robią, w czym uczestniczą i muszą też wiedzieć jak to czynić. Są ludzie, którzy uczą się sami i czasem robią to bardzo dobrze. Bo chcą, słuchają, interesują się sprawami liturgii i muzyki, czytają o niej. W księgarni archidiecezjalnej można znaleźć wiele pozycji na temat muzyki kościelnej. Są nuty, śpiewniki, wskazania dotyczące doboru śpiewu. Możliwości rozwoju naprawdę są.
Myślę, że problemy, które obserwujemy w wielu parafiach wiążą się przede wszystkim z brakiem świadomości, ze zgodą na bylejakość. Taką zgodę traktuję jako grzech. Nadzieja w tym, że młodzi księża, którzy wychodzą z seminarium będą wiedzieli, że jeżeli oni sami się na muzyce nie znają, powinni zatrudnić osobę, która jest specjalistą w tej dziedzinie. Nadzieja w tym, że będą wiedzieć, gdzie się zwrócić, aby taki specjalista został im polecony. Niech to będzie referat muzyczny, który jest odpowiedzialny za muzykę w diecezji.
Zawód: organista
Trudną kwestią jest też status organisty w parafii. Kiedy Zakład Muzyki Kościelnej AM razem z Referatem Muzycznym diecezji opracował ankietę, która miała pomóc zorientować się, jak wygląda życie muzyczne dolnośląskich parafii (czy ksiądz i organista wiedzą, jakim instrumentem dysponują, czy są schole, zespoły itd.), za przyzwoleniem księdza biskupa znalazło się pytanie o sprawę finansów, która miała pokazać jak wygląda sytuacja z zatrudnieniem organistów. To spowodowało, że większość ankiet nie wróciła, a jej pomysłodawców spotkało sporo nieprzyjemności. Wygląda więc na to, że ta kwestia jest nieuregulowana.
Bardzo różnie bywa z zatrudnieniem organisty zwłaszcza w parafiach mniejszych, wiejskich - mówi ks. Nowak. Zasadniczym problemem jest dotarcie do osób muzycznie wykształconych i przygotowanych do pełnienia tej funkcji w Kościele. Jeśli łatwiej o to w większych ośrodkach, to znów wiąże się to z pewnymi wymaganiami, jakie stawiają sami muzycy w kwestii np. materialnego uposażenia. No cóż, powinniśmy zrobić wszystko, żeby tym wymaganiom sprostać i żeby takich ludzi zatrudniać. Niech to będą osoby naprawdę przygotowane, po ukończonej akademii, szkole muzycznej czy studium organistowskim, takie, które będą w stanie udźwignąć ciężar odpowiedzialności.
Problem braku organisty w małych miejscowościach jest dość powszechny i nie zawsze łatwy do rozwiązania. Muzycy mieszkający w dużych miastach na ogół nie są zainteresowani dojazdami na małą wiejską parafię. Trzeba więc szukać w samej parafii ludzi, którzy by podjęli się funkcji organisty i muzyka kościelnego. Najlepsza droga to po prostu kształcenie - radzi ks. Nowak. - Kiedyś pewien ksiądz skarżył się, że nie ma organisty. Doradziłem mu, żeby przysłał młodą osobę na studium organistowskie, żeby się uczyła. Jeśli ta osoba zamieszka w parafii, to jest duża szansa, że wiele lat będzie mogła tę funkcję spełniać w kościele. Tak się stało. Po jakimś czasie na studium pojawiła się młoda utalentowana dziewczyna z tej parafii. Proboszcz jest obecnie bardzo zadowolony.
- Myślę, że nie należy czekać, aż organista sam się znajdzie. Należałoby kształcić młodych, utalentowanych parafian, z nadzieją, że może w przyszłości w swojej rodzinnej parafii będą służyć jako organiści - mówi ks. Nowak. - Wiadomo, że jest to proces, który trwa latami, więc jest konieczna szeroko rozumiana edukacja muzyczna i to podejmowana od zaraz. Jeśli tego zaprzestaniemy, w przyszłości może być tylko gorzej. Poprawa sytuacji muzycznej wymaga zaangażowania licznych osób i instytucji kształceniowych. Praca muzyka kościelnego jest w naszym społeczeństwie i państwie ciągle niedoceniana, a w zasadzie ignorowana. Dla tych, którzy propagują wśród dzieci, młodzieży i tak znaczącej grupy dorosłych kulturę muzyczną w naszych kościołach, brakuje uznania i godziwego uposażenia. W społeczeństwie, w którym nie będzie wystarczająco wysoko stawiana rola kultury muzycznej w procesie kształcenia i wychowywania, Kościół nie udźwignie sam tego ciężaru związanego z zapewnieniem odpowiedniego poziomu dla tego, co określamy mianem muzyki sakralnej.